Przejdź do zawartości

Strona:Bolesław Prus - Kroniki 1875-1878.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ale kompletnych fujar, zimą i latem napotykamy w mieście!...
Nie! przyjaciele najmilsi, nie, koledzy najukochańsi! to co dobre jest pod Łukowem, albo w jakiej innej mniej więcej Podlaskiej okolicy, nie przyda się Warszawie, dla której wówczas dopiero jest lato, kiedy „Gazeta Policyjna” ogłasza poglądy na temat polewania ulic, wiosna zaś wtedy, kiedy do Saskiego Ogrodu poczynają nie wpuszczać postępowych literatów i w ogóle osób źle ubranych.


∗                              ∗

Trzy są czynności, dla których kobiety po wszystkie czasy gotowe będą wyrzec się patentów doktorskich, dowództwa nad wojskami i zasiadania w parlamencie — a mianowicie: pranie bielizny, mycie podłóg i pieczenie ciast na święta.
My, którzy dla słodkich więzów małżeńskich nie pozbyliśmy się jeszcze białych szat naszej kawalerskiej niewinności, nie mamy nawet pojęcia o nędzy tych, których los obdarzył chlubnym, aczkolwiek smętnym tytułem: głowy domu. Tytuł ten nadaje wprawdzie dużo powagi w stosunkach towarzyskich, ale bokiem wyłazi w ciągu tygodnia, poprzedzającego jakąśkolwiek większą uroczystość kościelną.
Taką to uroczystość, Wielkanoc, mamy obecnie za progiem, a dziś właśnie rozpoczyna się ów tydzień fatalny, podczas którego działalność płci nadobnej dosięga zenitu.
Już w niedzielę Kwietnią, dozgonne towarzyszki klątwą grzechu pierworodnego obarczonych