Przejdź do zawartości

Strona:Bolesław Prus-Przygody Stasia.djvu/51

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale Szarakowa nie słuchała już jego programatu[1], kaznodziejskim wygłoszonego tonem, lecz oparła głowę na ręku i zaniosła się od płaczu. To ją uspokoiło nieco.
W pół godziny później bryczka wjechała na miejski rynek, przy akompanjamencie trzaskania batem i łaciny, hojniej niż zwykle szafowanej przez wzruszonego organistę.


∗             ∗

Pan Łoski był to mężczyzna w średnim wieku, uczciwy i przyzwoity; miał przytem dużo rozwagi, spory majątek i angielskie faworyty. Niewielka łysina świadczyła, że dobry ten obywatel musiał niejednokrotnie za młodych lat mury głową przebijać i wogóle nie pędzić bogobojnego życia. Okoliczność ta jednak nie podkopywała szacunku, jaki miał u sąsiadów; dla żony zaś robiła go jeszcze droższym, mieszając do obecnego szczęścia w pożyciu małżeńskiem — odrobinę żalu za wczoraj i niepokoju o jutro.

Wybrany na sędziego gminnego, pan Łoski pełnił urząd wśród powszechnego zadowolenia. Nie chcąc zaś ludzi odrywać od pracy, sprawił sobie elegancką, krytą biedkę na resorach, i do sądu o dwie mile odległego, jeździł sam. To też ile razy wracał z posiedzeń zbyt późno, pani miała zwyczaj zapytywania go odniechcenia:

  1. Programat, program = zapowiedź sposobu działania.