Strona:Bolesław Londyński - Tryumf słońca.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Był to Król Śniegu.
Wysoko, nad nami, stoi duży dom biały — pałac z błyszczącego lodu. Ani jeden promień słońca nie może się przedrzeć poza szyby jego wielkich okien. Zamczysko stoi ciche, samotne i odosobnione. Jest tam i ogród, zamarły stary ogród z tysiącem korzeni lodowych, a w tym ogrodzie żywego ducha nie widać, tylko od czasu do czasu słyszeć się dają wybuchy wesołego śmiechu.
Zdarza się to wtedy, gdy Król Śniegu, potężny władca tych mroźnych przybytków, pozwoli swym dzieciom, Płatkom śniegowym, zabawić się czas jakiś.
Hajże po całym ogrodzie! Tutaj upadły na ziemię, tam znowu się wzbiły w górę, teraz się gonią wzajemie, gdy oto nagle jeden z Płatków frrr... i cała za nim frunęła gromadka!
Ale Król Śniegu jest to władca srogi. Najczęściej tedy skulone Płateczki siedzą w lodowych komnatach, ani ich widu, ni słychu.