Strona:Bolesław Londyński - Pani Kanapka czyli burza w Pacanowie.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pani Kanapka. (idzie do okna) Boże! Czego chcą ci ludzie? (załamując ręce) Co to będzie, co to będzie?

(Na ulicy słychać krzyki złowrogie).

Głos rodziców. Nasze dzieci są tam! Ona je wabi! To wstyd! Oddaj nam dzieci!
Głos jednej z matek. Rozumiemy teraz, dla czego dzieci nigdy nie były głodne w porze obiadowej.
Głos rzeźnika. Dla tego odchodziło tak mało mięsa.
Głos piekarza. Dla tego bułki mi czerstwiały!
Krzyk ogólny. Precz z Kanapką! Rozbić jej szyby. Rozwalić sklep.
Głos obrony. Ależ moi państwo! Pani Kanapka nie tyle winna jak mówicie. Nie trzeba robić z muchy słonia!
Pani Kanapka. (nastawiając ucho) Ach ktoś się wstawia za mną!
Faworek. To pan aptekarz.

(Uderzenie kamieni i krzyki: Otwierać! Otwierać!)

Marylka. Czekajcie! (rzuca się na barykadę krzeseł zrobioną przez dzieci).
Zosia. Jakaś ty odważna!
Marylka. Poznałam głos mamy. (wyciąga chustkę z kieszeni). Będziemy parlamentować.