Strona:Bolesław Londyński - Frankowe szczęście.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łosiernie, przeto zaczęła być niespokojną, wierzgać jęła tyłem co chwila, aż oto znienacka stanęła dęba i Franek znalazł się na piasku.

O źle, tego byłby nigdy nie przypuszczał. Obmacawszy się, doszedł do przekonania, że jest zdrów i cały, zwlókł się tedy i pobiegł za umykającym koniem, ale dogonić go nie mógł.
Aż oto spostrzega na drodze jakiegoś