Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wszędzie tu gonność drzew rzucała się w oczy: brzosty czy wiązy, graby, osiny, klony, brzozy, olchy, wszystko to odznaczało się tą samą wysmukłością i koronami w górze, z tą tylko różnicą, że nie wszystkie dorastały do jednakowej wysokości. Nawet majestatyczne królewskie dęby, zamiast rozrastać się mocarnie wszerz, brały udział w tych wyścigach mniejszej braci leśnej i również rosły przedewszystkiem w górę, niebotyczne, proste, zapomniawszy zupełnie o rosochach i pokręconych gałęziach, po których zwykle można je poznać z daleka.
— Czysty kłopot z temi puszczańskiemi drzewami, — woła Julek, — wyglądają zupełnie inaczej, niż u nas.
— Ładnie tu, bo ładnie, — dodaje Kazio, — ale gdzie są te wielkie zwały próchniejących starych drzew? gdzie te stare olbrzymy, o których można by powiedzieć, że są na prawdę „rówieśnikami litewskich kniaziów“? Przecie te drzewa nie są chyba tak bardzo stare? — dodał, zwracając się do Janka.
— Tak, to jeszcze nie są wcale bardzo stare. Zresztą te stare drzewa przerąbano już porządnie, a nowe przecie nie postarzają się tak na poczekaniu. Na to trzeba długo czekać! Mam jednak nadzieję, że