Strona:Bohdan Dyakowski-Z puszczy Białowieskiej 1908.pdf/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

uda się nam zobaczyć i tych patryarchów leśnych. Przecie dopiero cośmy się przywitali z puszczą: trudno wymagać, aby wszystkie swe skarby pokazała nam odrazu.
Po drodze Janek zbierał i wkładał do teczki różne rośliny. Julek, pochłonięty drzewami, nie zwracał uwagi na zioła, ale ciągle robił uwagi o lesie.
— O, już się kończyły drzewa liściaste, i znów zaczynają się iglaste; ale to nie sosny, lecz świerki. Takie same jednak jak wszystko, bez gałęzi dołem, choć przecie świerk ma je zwykle aż do samej prawie ziemi.
— Tak, ale świerk parkowy, lub rosnący na osobności, gdzie nic nie krępuje go z boku, nic nie przeszkadza mu rozrastać się na wszystkie strony. Tutaj w walce z współbraćmi i innymi sąsiadami, traci on również dolne gałęzie, zachowując je dopiero na pewnej wysokości, nie w taki sposób, że pozostaje mu jednak piramidalny charakter korony — tak dla niego charakterystyczny. Wygląda też bardziej ponuro od sosny. Uważajcie tylko, że tu jest znacznie ciemniej, niż w sosnowej części boru. Ładne to drzewo, ale sosna weselsza od niego. Sieroszewski powiada o nim,