Strona:Bogusław Adamowicz - Wesoły marszałek.pdf/80

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

I o dziwo!...
Ledwo się to zaczęło — a już w powietrzu wionął świeży chłodek., i kilka bujnych kropel spadło na polany...
To był początek burzy, która się zrywała. — Chwila, a słońce już zamgliły chmurki, zerwał się wiatr z odgłosem dalekiego grzmotu, a zaraz potem nagle błysnęło w górze wprost nad samą polaną spadł piorun tuż gdzieś w lesie... Niebo wnet pociemniało. I lunął deszcz, jak z cebra. —
Być może. uwaga wszystkich była tak pochłonięta dramatem, dziejącym się na ziemi, że na myśl nikomu nie przyszło — podnieść wzrok ku niebiosom, gdzie już od dobrych chwil paru zbierało się na burzę.
Historja o tem milczy.
Dosyć, że spadł deszcz. Spadł dzięki znachorowi. Kulina i Sonka nie doznały krzywdy. Niedoznały jej dzięki kowalowi Mikole. A ten, nie w ciemię bity, nie omieszkał się zgłosić po zasłużoną nagrodę. Wesele odbyło się w dzień świętego Spasa.


W tym samym czasie, gdy w Michnyczance sprowadzał deszcz Żmych, znachor wioskowy, w Kołabuzie sieczono dwie urodziwe dziewoje, sieczono z przykładnym zapałem i nie bez parady.