Strona:Bogumił Hoff - Wyprawa po skarby w Tatrach.djvu/1

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



WYPRAWA PO SKARBY
w Tatrach.

Każdy podhalanin jaknajmocniej jest przekonanym, że w Tatrach znajdują się ukryte skarby. Co prawda nie lubi wygadać się z tem przed obcym, ale często mimo woli wyrwie mu się z ust jakieś słówko. Jeżeli go wtedy zapytać o więcej szczegółów, wykręci się zazwyczaj odpowiedzią: „niby tak mówią.“ Zagadywałem nieraz w tej materji starych górali, jakiemi są, naprzykład: Wala i Sieczka, ci weterani przewodników, którzy będąc dawniej kłusownikami na kozice, zapoznać się musieli z każdym kątem Tatr: lecz i oni nie dali mi zadawalającej odpowiedzi. Przypuścić więc trzeba, że podanie o skarbach należy do tego rodzaju dawnych bajań, który się utrzymał w tradycji aż do dnia dzisiejszego.
W rocznikach Towarzystwa tatrzańskiego umieszczony był niedawno przedruk starego rękopisu o skarbach, ukrytych w Tatrach: lecz i tam rzecz się nie wyjaśnia.
Przed kilku laty, bawiąc dłuższy czas w Zakopanem, zwiedziłem kopalnie rudy żelaznej na „Magurze.“ Młody górnik Pawełek był moim przewodnikiem w tych podziemiach. Nie spuszcza się do tej kopalni na dół, lecz wchodzi się niby do tunelu, wykutego w połowie wysokości „Magury.“ Przy mdłem świetle górniczego kagańca zwiedziłem dawniejsze roboty, już opuszczone, przedstawiające się jako labirynt rozmaitych chodników, szerszych i węższych. Następnie zatrzymaliśmy się w tej części, gdzie robota była w pełnym ruchu. Przypatrywałem się