Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

popędzali chłopców podręcznych zacierając ręce z chłodu.
— Podawaj, Maniuś, podawaj!
Głosy żandarmów przecięły już strzeżony wylot ulicy. W filcowych, grubych butach trzymali straż u zbiegu Żelaznej i Chłodnej, przytupując, krążąc dla rozgrzewki, rozmawiając leniwie godzinami. Kiedy repetowali karabiny, przechodnie chowali się w bramie.
Nadeszły szare, ciemne dni. A Dawid w ciągu tych pierwszych tygodni za murem błądził bezradnie i w popłochu, z osłupieniem oglądając się za siebie, nie mając odwagi domyślić się jutra. Co znaczy przystosowanie? Jeszcze nie wiadomo. Wujek Szmuel zajął się handlem i powiada, że trzeba się przystosować. Elijahu powtarza ze złością, że słabi muszą ustąpić miejsca silnym, a sam wygląda jak zmora, snuje się wynędzniały, kaszle i idąc, żałośnie szura zawiniętą podeszwą. Elijahu już za bardzo się mądrzy, a Ernest nie zmienił się nic a nic, tylko Zyga przeszedł mutację i nie wiadomo kiedy zaczął mówić grubym, męskim głosem. Listopad mroźny i wietrzny strącił z ruin na ziemię ostatnie luźne cegły, wywiał z serca otuchę. Gruz z szumem sypał się na ulicę. Między życiem, jakie wiedli dotąd na Srebrnej, a obecnym wygnaniem na Krochmalną nie było jeszcze ciągle tak dużej różnicy i temu zawdzięczali trochę odporności, sił do przetrwania; Dawid patrzył na ojca innym wzrokiem i powoli zaczynał rozumieć, że niedostatek, w jakim zaprawiły się całe pokolenia, teraz zapalał jego oczy jakąś straszną gorączką i zaciętością. Matka po przeprowadzce raz po raz wybuchała strasznym szlochem.
— Żywcem zamurowani!
Ojciec z gniewem wykrzykiwał coś uparcie, ca-