Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.



II

I pewnego dnia w oczach ludzi z tej i z tamtej strony zaczęli murarze murować mur na Żelaznej i Siennej, i Wielkiej, i przez Bagno, i Próżną, i Grzybów, i Graniczną, i plac Żelaznej Bramy do Hal, zamykając tak dzielnicę południową. I to było małe getto. A dalej mur ciągnął się Chłodną do Ptasiej, Przechodnią do Długiej, Mylną do Przejazdu, Swiętojerską do Ciasnej, Koźlą na Przebieg, przez Pokorną, Stawki, Dziką i Okopy, zamykając dzielnicę północną. Tam było duże getto. A w poprzek ulicy Chłodnej w pobliżu kościoła Św. Karola stanął most drewniany i połączył obydwie odcięte linią tramwaju dzielnice.
— Zaczęło się, Żydzi — wołał Mordchaj Sukiennik w chmurze pyłu, wymachując ramionami.
Komu mógł grozić?
Przybiegał po trawę morską do warsztatu i tym karmił kobyłę, kiedy już brakło siana. Drzwi były rozwarte na oścież, szyby od ulicy powybijane. Wiało drzwiami i oknami, a strącone okiennice, których nie wolno było odtąd zakładać, leżały na chodniku. Ojciec stał na ulicy z gołą głową, trzymając klucz. Mordchaj chodził tam i z powrotem,