Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/495

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

kać żandarma koło starych kramów. Tam Mordarski będzie czekał, gdzie na Mordarskiego czekają! Tego dnia Nahum krzyczał okropnie. Wył i szlochał. Błagał ukrytych o wyjście. Jęki bitego, przerywane wołaniem: „Oj, Żydzi kochani! Oj, pomóżcie mi... Ratujcie!”, docierały w głąb do piwnic i lochów. Słyszeli, którędy Nahuma Szafrana prowadził konwojent, a niektórzy zatykali sobie uszy ze strachu.
Mordarski powiedział swoje ostatnie słowo. Poszedł i więcej do kryjówki nie wrócił. A ludzie ze strychów na Ceglanej długo potem jeszcze opowiadali więźniom od Toebbensa, jak to było. Przez Waliców na Ceglaną skradał się szarym świtem. Pod osłoną rumowiska straganów, aby nie wypatrzyli go wartownicy z Prostej, przepełznął placyk i wydostał się na ulicę Żelazną koło przełazu. Tam stał i czekał, w widocznym miejscu. Rozpiął futro. Kiedy czarny wyszedł z ukrycia w zrujnowanej bramie, kupiec zdjął futro i rzucił mu pod nogi. Trafiony został z bliska. Mówili, że ten czarny zbaraniał, kiedy po drugim strzale kupiec stał mocno na nogach i zdążył jeszcze wyciągnąć spod koszuli woreczek kosztowności. Niemiec znów strzelił, Mordarski kosztowności upuścił, ale sam nie upadł. Wyjął w ostatniej chwili garść dolarów i cisnął czarnemu w twarz. Niemiec stał wśród polatujących pieniędzy i strzelał raz za razem spiesząc się, by Mordarski przestał wreszcie te pieniądze rozrzucać na wiatr, a on dalej rzucał tymi pieniędzmi w Niemca.
— Cham nie poznał się na cybetach.
Tak mówili ci, którzy koniec Mordarskiego oglądali ze strychów na Ceglanej.
— Eh, futro Mordarskiego! Wierzch z angiel-