Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/432

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rzy znaleźli się na jezdni, pędzili naprzód. Wacha otwarła przejazd na oścież — tak że ustawieni szeregami mogli się posuwać krok za krokiem. Kładli bagaże na jezdni, brali w ręce, szli kawałek; przy zbiegu Żelaznej zatrzymywano ich, bo tamtędy ciekł osobno inny potok ludzi, z którymi łączyli się razem. I trwało to tak długo, póki Żelazna nie opustoszała. Powoli żandarmi zaczynali nabierać wprawy i pewności siebie, a koło południa nadeszły posiłki i wśród ściągniętych w pośpiechu można było dojrzeć barwy różnych broni, jednostki SS, Feldgendarmerie, Łotyszów, Ukraińców, Białorusinów i specjalny oddział wyszkolonych do tego celu Junaków. Policja strzegła bram domów, aby nikt nie umknął, i rozciągnęła posterunki wzdłuż chodnika, a Łotysze opuścili swe stanowiska na piętrach i stanęli przed murem, po tej stronie Żelaznej. Odesłano ciężarówki, które nie nadążały z wywózką i powiększały chaos, wstrzymując ludzi w marszu. Coś się tam zatkało i na skrzyżowaniu zatrzymano mały wóz polowy, i z wysokości tego wozu jakiś podoficer dawał z daleka znaki. W jednej ręce trzymał dużą białą chustkę, którą powiewał, w drugiej pistolet. W tym hałasie nie słychać było komend i kiedy rąbał z pistoletu w powietrze, strażnicy odwracali głowy, w miarę potrzeby pędząc tłum i zatrzymując. Nie puszczano ciągle z chodnika na jezdnię i cofano tych, którzy biegli na widok maszerujących środkiem rodzin. Policja szalała. Wyprowadzona z równowagi, pchała ludzi na ściany bijąc i kopiąc.
— Dalej jazda, cofnij się!
A ludzie, przyparci do kamienic, nie mieli gdzie ustąpić przed pałkami. W końcu szeregi zaczęły biec i zrobiło się luźniej, a kiedy rzednąca ko-