Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/281

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    musztry. Niemieckie oko widzi najlepiej ten świat, niemieckie oko Opatrzności, które obejmuje jednym spojrzeniem wielki cel i małe życie. Uf, jeszcze nie skończyłem... jeszcze nie skończyłem, a już mam dosyć.
    Strzały z Ceglanej zbliżyły się, słychać było kroki uciekających, krzyki żandarmów. Zagłuszyła je szumem, brzękiem gwałtownie spuszczona blaszana żaluzja od ulicy. Bezładne uderzenia pięści o blachę i wycie niepodobne do ludzkiego głosu: „Ludzie, otwórzcie!”, nie milkło, aż przerwała je seria i stukot podkutych butów oddalił się, cichnąc w bramie domu naprzeciwko. Zapadła krótka cisza, raptem rozległo się wołanie i upiorny chichot. „Dozorca! Dozorca!” Trwał gdzieś blisko cienki zgiełk tłuczonych szyb. Krzyki maszerującego patrolu.
    — Słyszycie?
    — Pijany Krwaworączka ze swymi koleżkami — odezwał się wuj Jehuda. — Od rana grasuje po mieście i zbiera na Winterhilfe.
    Matka podsunęła zręcznie grzebień i trzymając Dawida mocno za włosy powiedziała:
    — O!
    Siedział nieruchomo i sztywno; a pragnął zerwać się z miejsca, uciec, schować przed matką, przed jej ruchliwymi palcami, grzebieniem muskającym ucho.
    Dziadek poruszył się i słabym głosem zaczął:
    — Czy tak nie było zawsze i wszędzie? Dzieci moje, wnuki moje. Po co biadać i rwać szaty? Biadać słowami nadużytymi? Rwać szaty, co rozdarte? Każda przemoc stroiła się w orle pióra i każda niosła przed sobą rózgę sprawiedliwości. Stare dzieje, nowe dzieje. Szaleństwo ucicha, kiedy zmęczy się własnym krzykiem. Jest przerwa