trwała dziesięć minut. Rozpruli materac bagnetem i cały majątek Lewina mieli na patelni. I co się zaczyna u mnie w domu? Sądny dzień, to za mało. Rewolucja i sądny dzień, to za dużo. Ale pogrom w takim małym żydowskim miasteczku, w dniu kiedy Żydzi obchodzą Jom Kipur, to w sam raz. Wszystkie meble przestawione, bałagan na łóżkach i cały kurz w powietrzu. A kiedy komoda stała na miejscu kanapy, a kanapa na miejscu komody, moja żona uznała, że najlepszym schowkiem jest komin. Taki nieduży szyber koło kuchni... Jak się dymi, kucharka otwiera ten szyber, wtyka gazetę i podpala, a wtedy przestaje się na ogół dymić... Ukryła tam całe zawiniątko razem z biżuterią i pieniędzmi. Los chciał, że pewnego dnia kucharka wzięła poranną gazetę, wsadziła w szyber — i na to wchodzi moja żona, żeby odwrócić ślepy los! Nie muszę mówić, co się działo! Gazeta już się pali, sadze latają w powietrzu, a kuchnia i tak dymi! Porwała stamtąd wszystko i znowu schowała. Gdzie, pytam się? W komodzie, pod bielizną pościelową! Nieszczęście zaczęło się od nowa. Ludzie, mam zatrute życie. Ani we dnie, ani w nocy spokoju. I co wy na to?
Mecenas Szwarc przerwał i patrzył na ojca, jak usuwa źdźbła trawy morskiej z rękawów. Przysunął się z krzesłem i kaszlnął.
— Fremde, u was jest chłopak, a ja mam nieszczęście w domu. U was jest chłopak, który chodzi na tamtą stronę, a ja muszę się tego nieszczęścia z domu pozbyć... Mówiłem z jednym tam, przez telefon. Do czasu może mi wszystko ukryć w bezpiecznym miejscu. Żonę już wysłałem. Ona u mnie pierwsza. I zanim się z nią połączę, jemu, temu człowiekowi, mam posłać zaliczkę. Dam za niego głowę. Ale przez kogo dostarczyć pieniądze
Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/270
Wygląd
Ta strona została przepisana.