Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/131

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została przepisana.

    — Kurier też nie?
    — Też nie. Jak raz coś zostało napisane, trzeba się tego trzymać do końca.
    Ernest powiedział potulnie:
    — No tak, ale co znaczy ten tytuł, „Kronika”?
    I Dawid odparł:
    — Nie wiem.
    Kartek razem było dziesięć: pierwszy odcinek powieści, zawiła awantura kończąca się huraganową rewolwerówką, pisana na wzór westernu Sierżant King z królewskiej konnej. To zajęło stronę i kawałek. Niżej zamazane saldo pióra nieznanego buchaltera, które okropnie przeszkadzało. Zmachana w natchnieniu scena dramatu o traperach zagubionych w jakiejś nieokreślonej okolicy, zwanej Dzikim Zachodem. Dalej wiersz zlepiony za pomocą koślawych rymów, który był hańbą numeru; wieści z kamienicy, pogłoski z miasta, list od koleżki z tamtej strony, zza muru. Dowcipy, które zaczynały się tak: „Poszedł raz Hitler do rabina.” Mnóstwo miejsca zajął szkic, wypisane z encyklopedii hasło Madagaskar, że leży nad kanałem Mozambik u południowo-wschodnich wybrzeży Afryki w okolicy Przylądka Dobrej Nadziei, ma 590 000 km kwadratowych, zamieszkują go Malgasze, klimat gorący i wilgotny, główne miasto Tananarive, stepy i góry, palisander, heban, trzcina cukrowa, maniok, kakao, wanilia, kawa. Na ostatku sport, bez komentarzy. Mecz cymbergaja, wyniki spotkania mistrzów. Elijahu — Dawid 3:2, Elijahu — Ernest 5:1, Zyga — Elijahu 2:1. Tyle zawierała jego kronika i były jeszcze rysunki. Za grosz talentu. Ojciec potrząsał głową z ubolewaniem. Smykałki żadnej i w kogo wdał się ten chłopak?
    Nie, to do niczego niepodobne.