Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/46

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
42
Chata wuja Tomasza

dziej poufały, — najlepiej wcale się tem nie martw, ale zjedz z nami śniadanie, a o interesie pomówimy później.
Pani Szelby powstała, wymawiając się, że ma wiele zajęcia i dlatego nie może uczestniczyć w śniadaniu: poruczywszy przygotowanie kawy młodej mulatce, wyszła z pokoju.
— Jejmość nie bardzo łaskawa na waszego pokornego sługę — zauważył Haley z pewną źle udaną poufałością.
— Nie zwykłem słuchać podobnie poufałego sposobu mówienia o mojej żonie — odparł sucho pan Szelby.
— Przepraszam, był to tylko żart, pan to zrozumiesz?
— Żarty nie zawsze są przyjemne.
— Djabelnie zhardział od czasu, jak podpisałem układ — mruknął handlarz. — Jaki to arystokrata od wczoraj.
Najważniejszy wypadek w świecie nie zrobiłby takiego wrażenia, jak wieść o smutnej doli wuja Tomasza, która lotem błyskawicy rozniosła się po całym dworze; rozprawiano o tem w chatkach i rozbierano, co to z tego wszystkiego wyniknie. Ucieczka Elżbiety, wypadek niesłychany w dobrach pana Szelby, jeszcze więcej przyczynił się do powiększenia ogólnego zamięszania. Czarny Samuel, — nazywano go czarnym dlatego, że barwa skóry jego była o wiele ciemniejsza niż u innych murzynów — rozważał w myśli sprawę całą, starał się odgadnąć jej skutki i obliczał, jaki to może wywrzeć wpływ na jego stanowisko osobiste, z taką przenikliwością i pewnością poglądu, iżby mu niejeden głęboki polityk mógł tego pozazdrościć.
— Niedobry wieje wiatr — mówił Samuel sam do siebie. — Karjera Tomasza się skończyła, jego miejsce zajmie inny... To wcale nie zła myśl... Tomasz nosił palone buty... miał w kieszeni kartę legitymacyjną, jeździł po całym kraju konno... czemu nie mógłby tego uczynić także Samuel? Czy Tomasz lepszy ode mnie?... dlaczego?
— Hej, Sam! pan kazał osiodłać dwa wierzchowce, Bellę i Jerry — zawołał Andrzej, przerywając monolog Samuelowi.
— A to na co?
— Czyż nie wiesz, że Elżbieta z swoim malcem uciekła?
— Cóż to tobie... mędrsze jaja od kury... — odpowiedział Samuel z lekceważeniem — dawno już o tem wiedziałem.
— O to mniejsza: pan kazał, żeby konie były natychmiast osiodłane: pojedziemy z Haleyem w pościg za Elżbietą.
— Widać, że mi ufają, choć ja murzyn — zauważył Sam. — Gdy ją pochwycimy, zrozumieją, że coś umiem.
— Posłuchaj Sam, tu trzeba postępować roztropnie: pani nie chce, żebyśmy Elżbietę pochwycili, bądź więc ostrożny.
— Czy tak? — zapytał Sam, wytrzeszczając oczy — A skąd wiesz o tem?
— Słyszałem to na własne uszy dziś rano, gdym przynosił panu wodę do golenia; pani posłała mnie, abym zawołał Elżbietę, i kiedy się dowiedziała, że uciekła, powiedziała: „Chwała Bogu!“ Pan o mało nie zwarjował i powiedział pani, że sama nie wie, co mówi; ale go prze-