Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
268
Chata wuja Tomasza

dziewczynki. — Kto zdolny czuć prawdziwą boleść, do tego dobre ma przystęp.
— W wielu względach się poprawiła — odpowiedziała panna Ofelja. — Augustynie! — mówiła dalej, położywszy rękę na jego ramieniu: — powiedz mi tylko, do kogo ona należy, do ciebie czy do mnie?
— Wszakżem ją darował tobie — odpowiedział Saint-Clare.
— Ale prawne kroki nie dopełnione; a jabym chciała, aby ona do mnie należała prawnie — mówiła panna Ofelja.
— Fi, kuzynko — rzekł Augustyn — co powie na to towarzystwo abolicjonistów? Naznaczą przynajmniej jeden dzień postu z przyczyny twego odstępstwa, skoro staniesz się właścicielką niewolnicy.
— Dzieciństwo! Ja chcę ją mieć na własność, abym mogła wziąść ją z sobą do Stanów wolnych i nadać jej wolność, aby nie przepadły trudy mojej pracy.
— Ach, kuzynko, ileż złego przyczyną może być zbytnia twoja gorliwość w czynieniu dobrze. Nie, nie mogę cię zachęcać do tego.
— Ja mówię na serjo, wcale nie żartuję — rzekła panna Oelja. — Według mnie, niema poco starać się o uczynienie ją chrześcijanką, jeżeli nie da się jej wolności. Jeżeli chcesz mi ją rzeczywiście dać, uczyń to.
— Dobrze, dobrze! — rzekł Saint-Clare — zrobię, jak chcesz.
Usiadł i wziął gazetę.
— Ale jabym chciała, żebyś to zaraz zrobił — rzekła panna Ofelja.
— I nacóż taki pospiech?
— Dlatego, że teraz najdogodniejsza pora. Oto papier, pióro i atrament, napisz zaraz zrzeczenie się.
Saint-Clare, jak wielu z podobnym charakterem, nie cierpiał żadnego działania w tej chwili; dlatego natrętność panny Ofelji była dlań nieznośną.
— Poco taka natarczywość? — spytał. — Czyż nie dość mego słowa? zdawałoby się, żeś się podobnego postępowania uczyła u żydów.
— Ja chcę być pewną mego prawa — rzekła panna Ofelja. — Możesz umrzeć, lub zbankrutować i wówczas sprzedadzą Topsy na licytacji pomimo wszelkich moich starań.
— Rzeczywiście, jesteś bardzo przewidującą. Cóż robić, jestem w rękach kobiety, powinienem więc uledz.
Saint-Clare będąc doskonale obeznanym z formami prawa, napisał zrzeczenie się z wielką łatwością i podpisał swoje imię wielkiemi literami, ozdabiając je zamaszystym wykrętasem.
— Oto masz czarne na białem, panno Wermont — rzekł, oddając jej papier.
— Kochany kuzynie! — przemówiła śmiejąc się panna Ofelja — wszakże potrzeba podpisu świadka.
— O, co za męka! No dobrze, już dobrze, Marjo! — rzekł, otwierając drzwi do pokoju żony — kuzynka żąda twego podpisu; podpisz swoje imię tu na dole.
— Cóż to jest? — spytała Marja, przebiegając bystro wzrokiem papier. — Ale to zabawne! Sądziłam, że kuzynka zanadto nabożna, aby mogła myśleć o takiem zgorszeniu — dodała niedbale, podpisując swe