Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Doszło to do uszu starego pastora Greena. W młodości nazywano go już „starym“ gdyż skutkiem straszliwego przejścia zbielały mu włosy. Pastor Green zaliczał się do dzielnych pogromców pijaństwa w Norwegji i dziełu tem u poświęcił życie.
Wiedział on dobrze, że nie wystarcza głosić kazania przeciw temu nałogowi, ale że należy go zwalczać czynnie, a zanim się nawróci pijaka, trzeba poznać przyczynę, która wywołała u niego ten nałóg. Zawsze istnieje przyczyna taka i można uratować nałogowca, o ile rzecz nie wynika z dziedzicznego obciążenia, lub nawyczka nie zakorzeniła się oddawna.
Poszedł tedy do Konrada Kurta i tak długo z nim życzliwie rozmawiał, aż się dowiedział, że miał on stosunek miłosny z żoną ogrodnika, u którego uczył się rzemiosła w Anglji. Został ojcem, a kochanka jego zmarła niemal w tym samym czasie, kiedy stracił matkę. Kochali się szalenie i bardzo boleli oboje, że muszą oszukiwać męża, jednak nie było innej rady. Skończywszy, Kurt wybuchnął płaczem i przysięgał, że niema na świecie tak cudownego dziecka, jak jego syn. Pijany był i łkał z tęsknoty, oskarżając się sam porywczemi słowy.
Pastor Green starał się skłonić go, by wyznał wszystko swemu ogrodnikowi, przeprosił go i wziął do siebie chłopca. Ale Kurt nie miał na to odwagi. Pastor Green musiał tedy szukać innej drogi i oto pewnego letniego wieczora zjawił się u Kurta w towarzystwie smukłego, czarnowłosego chłopaka, w wieku lat dwunastu. Kurt był zajęty w ogrodzie. Zerwał się nagle z grządki, nad którą siedział skulony, i zaczął ocierać ręce z ziemi. Potem nagle zmartwiał, zagapił się, spozierając z pod czapki z daszkiem, to na pastora,