Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chorego, aby uniknąć dopełnienia obrzędu? Gdzież się podział kapelan? Dawać kapelana! Czemuż nie wstaje pastor Wangen?
Kobiety na chórze nie opanowały jeszcze przerażenia. Wiele musiało się trzymać krzeseł, by pokonać drżączkę. Chore były niemal skutkiem fatalnego napięcia i zaczęły popłakiwać. Mila myślała: — To grzech z mej strony, tak, to grzech! Ach, gdyby żyła jeszcze matka moja! — Jęła płakać z głębi serca. Sprzysięgli się przeciw niej wszyscy, chociaż była niewinna. Sam pastor Green opuścił ją w decydującej chwili i to w sposób tak okrutny! Czuła, że stoi pod pręgierzem... ku radości tych wszystkich ohydnych ludzi!
Zaczęła dumać nad tem i uczucie osamotnienia porwało ją z taką mocą, że odczuła jako wybawienie, kiedy nakoniec zjawił się pastor Green.
Mimo wszystko jednak nie była w stanie objąć rzeczy do tyla, by sobie zadać pytanie, czemu się to wszystko dzieje. Osoby, siedzące na chórze, myślały nad tem i to nietylko wtajemniczeni, ale wszyscy. Zwłaszcza kobiety oburzało, że Mila mimo przeszkód wszelkich chce się posunąć jeszcze dalej! Jeśli ją już tu przywleczano, to dlaczegóż nie wstanie? Dlaczego nie zerwie teraz, w ostatniej chwili? Czekano tego i spodziewano się z minuty na minutę, z sekundy na sekundę. Ale Mila siedziała dalej. Czyż możliwe, by nie odczuła tak dosadnej apelacji do swego sumienia?
Każda z natury dobra i wolna kobieta staje po stronie słabszego, tego, komu się dzieje krzywda... W zburzenie i oburzenie rosło coraz to bardziej. Czyż możliwe stawać u ołtarza z takim szubrawcem? Wstyd, i hańba!
Wszyscy spoglądali ku ołtarzowi. Pastor nie nadchodził. W ostatniej jeszcze chwili wahał się udzie-