Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/342

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Kroczyła nieco pochylona, nie patrząc na nikogo, z ręką wspartą o ramię ojca. Tuż pod jego orderem Olafa połyskiwały brylanty kosztownej agrafy rodzinnego klejnotu, który przytrzymywał bukiet na piersi panny młodej. W chwili wstępowania na schody wiatr chwycił jej welon i wionął nim. ku marynarzowi w progu, ale nie dotknął jego twarzy, jeno rzucił szeroko po rynku falę woni.
Konsul uczuł wielką ulgę, stanąwszy w progu kościoła. Przebył najtrudniejszy w życiu kawał drogi. Mimo to nie spieszył się. Kroczył skromnie, z oczyma w jeden punkt utkwionemi, a na jego regularnej, pięknej twarzy nie było śladu przeżytych wrażeń, ni też skazy niemoralnego jakoby życia. Nie uświadamiał sobie nawet sam, że źle żyje, a dom jego był zawsze przybytkiem bojaźni bożej i dobrych obyczajów.Od trzech pokoleń również składano dary i czyniono zapisy... jakież wobec tego niebezpieczeństwo mogło wisieć w powietrzu? Dotarł do kościoła, powitany rozlewnemi tonami organów, u których siedział pijany i rozradowany muzyk, w duszy grała mu fanfara szczęścia, a anioły unosiły się nad nim. Niema dla człowieka przeciętnego większego szczęścia nad odkrycie, że mimo strachu przeżytego nic nie grozi. Owo bezpieczeństwo rozlewa mu się po wszystkich członkach i wprawia w stan szczęśliwości nieopisanej.
Podniósł rozanielone oczy ku kazalnicy, podtrzymywany niejako przez spojrzenia zebranych, odczuwał coś w rodzaju zazdrości ogółu i to go łaskotało nader mile. Pozatem wiódł też przyszłość pod ramię, nieznaną, a szczęsną niezawodnie.
Nagle drgnęło ramię oblubienicy, a on odwrócił wzrok od ambony. Mila, blada śmiertelnie, wytrzeszczyła