Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/309

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przybyły również, ale zdumione tym tłumem uciekły, naśladując św. Piotra, tylko z warjantami, narzuconemi przez czas i okoliczności. Jedna tylko mała panna Hall stawiła czoło wojowniczym zastępom. Przecisnęła się aż do zdenerwowanego Tomasza i weszła z nim na pokład.
Pani Rendalen wyglądała mizernie. Spojrzenia, zamienione z panną Hall i synem, świadczyły wymownie, że zna powód zebrania tych tłumów i żesię nie czuje zgoła bezpieczną. Ujęła syna silnie pod ramię.
Nikt jednak nie poważył się uczynić jej przykrości, już to przez szacunek, już też politowanie, wywołane jej widokiem. Robiono jej miejsce,: dając oczywiście do poznania, że nie zebrano się w charakterze świty honorowej. Było tu nawet sporo dawnych znajomych, pośród nich zaś przybył też burmistrz z żoną. Skłonili się niedostrzegalnie, spoglądając na przechodzących winowajców, jak przystało ludziom wysoce moralnym.
Tłum zaczął cisnąć się do bryczki zaraz po przejściu trojga delikwentów i otoczył ją w chwili wsiadania. Pani Rendalen musiała przejść pomału, krok za krokiem, raz jeszcze przez rózgi. Gdy wreszcie wsiedli i wydobyli się ze zgrai, Tomasz podciął konia. Był wielce rozgoryczony.
Nagle ujrzał nadbiegających od końca ulicy Doesena wraz z kilkunastu towarzyszami. Byli najwidoczniej po pijatyce południowej. Wszyscy skłonili się z wielką czcią. Może w ukłonie Doesena było szyderstwo, lub wydało się tak jeno Tomaszowi, dość, że wstrzymał konie, rzucił cugle pannie Hall, zeskoczył i w oka mgnieniu wymierzył mu taki policzek, że się zatoczył. Błyskawicznie wskoczył z powrotem i od-