Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/296

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jego przekonań, sztuka dowodzenia, wreszcie coś na co niema nazwy, odbiera ludziom w stosunku z nim swobodę działania. Niewątpliwie odczuły także nauczycielki, że pozbawia je wewnętrznej swobody. A tacy są już ludzie. Spostrzegłszy, iż się dali pociągnąć za daleko, nietylko się bronią,... co słuszne... ale tracą również zaufanie do wszystkiego, co usłyszeli.
Pani Rendalen uświadomiła sobie, że tak samo postąpiła, wiedziała, iż uczyniła próbę naprawienia zła, ale nie domyślała się, że on to zauważył. Czuła, że przezto szkodzi sobie, ale teraz dopiero dowiedziała się, że szkodzi synowi.
Czynili w ten sposób rozrachunek. Przeszkadzano im, ale dni następnych wracali do tego tematu. Przytem powzięto uchwałę odnośnie do losu biednej Tory w najbliższej przyszłości. Była to jeno spłata części wielkiego długu. Teraz panowało obustronne, zupełne zaufanie. Był tak bezpośredni, szczery i serdeczny w najdrobniejszej rzeczy, że nietylko go podziwiała, ale wprost się w nim zakochała. Gdy była zadumana, a on nagle przystąpił, czerwieniła się. Na sam odgłos jego kroku odgadywała, czego chciał, a to czego chciał, było doskonałe. Gdy był w dobrym humorze, zaczynała śpiewać, czyniąc najgorszą rzecz, jaką mogła uczynić. Nora czułaby się nieszczęśliwą, nie mogąc wziąć udziału w tem wielkiem święcie pojednania, które trwało od rana do nocy i od nocy do rana.
Jednocześnie z tą przemianą ustalono najbliższą przyszłość Tory. Tomasz obmyślił wszystko. Fürst został, jak pisały dzienniki, odkomenderowany do Sztokholmu, a Tomasz postanowił zawieźć tam Torę. Miano zmusić Fürsta do małżeństwa, oczywiście nie poto, by Tora żyła z takim szubrawcem, tylko, by