Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/288

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ją ukoić, trzymając za głowę i ręce. Ale zdało się, że nie dostrzega nikogo. Wyrywała ręce i głowę, wiła się, załamywała dłonie i błagała, by milczały, milczały... milczały! Na to wszedł Tomasz.
Otwarłszy przypadkiem drzwi łazienki, posłyszał płacz i jęki. Zdawało mu się, że dochodzą z sypialni, i tak doszedł aż tu.
Tora zerwała się, wrzasła i zeskoczyła z sofy, zasłaniając twarz rękami.
Pani Rendalen podeszła do syna, wzięła go za rękę i zaprowadziła do jego pokoju.
Tora chciała uciekać. Nie mogła i nie chciała żyć dłużej, za żadną cenę! Wyrywała się otaczającym i byłaby tego dokazała, gdyby nie Tinka. Jak szalona gryzła, drapała i wymachiwała rękami. Ale Tinka trzymała ją z całej mocy i dopiero wyczerpawszy siły wezwała pomocy. Anna sprowadziła panią Rendalen, a Tora ujrzawszy ją, poddała się. Pozwoliła, by ją zaprowadzono na sofę, a gdy nieco przyszła do siebie, przetransportowano ją do sypialni i położono do łóżka, które przysunięto do łóżka pani Rendalen...
Musiała siedzieć przy nieszczęśliwej i trzymać jej dłoń. Przez sen jeszcze łkała jak dziecko i oskarżała się ciągle.