Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wała. Podobnie dochowały się ślady krat u okna, które Kurt kazał wstawić, gdyż raz wyskoczyła do ogrodu i odniosła groźne uszkodzenia.
Po śmierci Kurta synowie wyjechali zagranicę, a pałac stał się wszystkim dostępnym, to też sam widziałem rozliczne napisy na ścianach komnaty. Kurt nie zwracał na nie uwagi, podobnie jak i ci, którzy zawiadywali dobrami czasu małoletności i nieobecności synów. Ale synowie oczyścili ściany, tak że nie zostało nic z tego, co sam oglądałem, bawiąc jako student w mieście. Były to przeważnie wiersze ze śpiewnika kościelnego, ale zdarzały się też skargi i różne drobne utwory, wzruszające swą szczerą prostotą. Pamiętam wierszyk o poziomce, która zginęła od mrozu. Jest to naprawdę rozczulające i nieraz długo na tem rozmyślałem, co napisała.
Wspomnieć należy o zdarzeniu, jakie miało miejsce, kiedy była jeszcze dość zdrowa i siedziała przy stole wraz z panem van Geelmuyden, przyjacielem od serca Kurta i wielkim żartownisiem. Nagle, pod wpływem szału rzuciła w męża nożem i powiedziała, że wie od kogoś, iż sto nielegalnych dzieci Kurta biega po mieście. Na to rzekł z humorem Meneer van Geelmuyden:
— Czcigodna pani Ingeborgo, z tego, co mówią źli ludzie, nie należy wierzyć więcej nad połowę!
Roześmiał się Kurt i wszyscy goście i za to powiedzenie dostał Meneer Geelmuyden od Kurta, który go i tak wielce lubił, dom pod nazwą Bommen, wysoki na dwa piętra, stojący tuż obok domu burmistrza. Na pamiątkę trafnej odpowiedzi nazwano dom ów: Bon mot. Ale lud przekręcił to na Bommen i nazwał tak całą ulicę.