Strona:Biblioteczka Uniwersytetów Ludowych 24.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

teorya — rzekłem, śmiejąc się. — Gdy się młodzieniec podoba, natenczas próby niepotrzebne. Serce ma swe prawa, zaręczy za młodzieńca, porwie główkę i... kawaler od próby dyspensę dostanie.
— A! nie! nie! — zawołała Lorcia, zmilczała chwilę i szepnęła żywo: — W jednym tylko razie gotowam go uwolnić od próby, jeśli wujaszek zaręczy i da mi go z swojej ręki. Naówczas biorę z zawiązanemi oczyma.
— Ach! — zawołałem, chwytając jej rączkę i całując — bądź pani pewną, że z mojej ręki mieć go nie będziesz! nie wezmę na siebie odpowiedzialności.
Rozmowę przerwała nadbiegająca siostra; Lorcia mi spojrzała w oczy bardzo znacząco i dodała tak, żeby siostra nie słyszała:
— Albo od wujaszka mąż, lub nie idę wcale.
— Przygotujże się pani na stare panieństwo — szepnąłem — ja! nie mogę!
Była to może pierwsza nasza trochę większego znaczenia rozmowa, która później się przy różnych zręcznościach odzywała i powtarzała z odmianami i dalszymi ciągami.
W tym roku, choć się napozór w zdrowiu starościny nie zmieniło nic, wszyscyśmy dostrzegli, że słabła i zapominała się. Nie była chorą, ale jakby znużoną życiem, więcej czasu poświęcała modlitwie, mniej towarzystwu, mówiła o śmierci, jako o spoczynku, którego potrzebowała. Staraliśmy się ją rozerwać, chwilami się to udawało, potem wpadała w zamyślenie jakieś milczące, jakąś półsenność i godzinami siadywała wśród nas na krześle,