Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— A teraz — przerwał Król — po tylu dowodach męstwa odniósł pan ranę…
Nastała chwila milczenia. Wszyscy spoglądali na tego dzielnego żołnierza, który pod obstrzałem ze strony Austrjaków uczył swoich podkomendnych, jak mają zwalczać nieprzyjaciela, — aż padł, okazując równie wielkie bohaterstwo jak żołnierz powalony w okopach napaścią przeciwnika.
Następnie Król ciągnął dalej:
— Przedwczoraj, na Debeli, jenerał M… wyrażał się dobrze o panu…
— Starałem się zawsze spełniać karnie swój obowiązek, jak każdy z żołnierzy. Pan jenerał zbyt dla mnie jest łaskaw.
— Brawo, Mussolini! — przerwał Król. — Znoś z rezygnacją swój ból i niemożność ruchu.
— Dziękuję, Miłościwy Panie!
Zkolei Król zwrócił się do innych rannych.
Na lewo od Mussoliniego znajdował się dzielny inwalida wojenny, sierżant Gasperini z Valtellina, który został koło Doberdó raniony bombą, rzuconą z samolotu. Także dla niego Król miał słowa pochwały i otuchy, poczem kazał przybocznemu adjuntantowi, by zapisał jego imię wraz z imieniem drugiego inwalidy: Sycylijczyka Antonio Bartolo.
Wkońcu Król, oddawszy ukłon Benitowi Mussoliniemu, opuścił sypialnię, by zwiedzić inne sale szpitalne, przyczem wyraził kapitanowi Dr. Piccagnoni’emu najwyższą pochwałę za znaleziony wszędzie wzorowy porządek.
W kilka chwil potem, gdy Król opuścił szpital, zbliżyłem się do Mussoliniego.
— Bardzo się cieszę — odezwał się do mnie — z tych dowodów łaskawości, okazanych mi przez Władcę, i z życzliwych słów, jakiemi obdarzył mnie i moich towarzyszy.

∗             ∗