Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lałem na to, ażeby mgła i tęcza rzeczywistością się stały. A ona przecież była z ciała i z krwi...
„I zaczęła się walka, dziwna, zajadła walka między nami, równie dla niej niepojęta, jak straszna i bolesna dla mnie. Kochaj mnie taką, jaka jestem, — mówiła ona. — Bądź taka, jaką ja cię kocham! — wołałem ja całą swą istotą. I oto wyszedłem z tej walki zwycięzcą, bo żyję tu samotny, a ona jest daleko, lecz takim zwycięzcą, który nic już nie ma...
„Przyszło mi naprzód na myśl, że ona mnie kocha przeto, iż jam jest królewic i przyszłość sławną mam przed sobą. Podeptałem tedy królewskość swoją nogami, pozwoliłem dworakom śmiać się ze siebie i czyny swoje naprzód jak ptaki spłoszyłem, aby mi głowy nie wieńczyły przed jej oczyma... I tak, zrazu udając się tylko za lichego, chciałem, aby mnie ona bez wartości mojej kochała, jakby człowieka można było oddzielić od tego, co znaczy!
„A gdy przetrwała tę próbę zwycięzko, nic mi ze serca swego nie ujmując, obawiać się począłem, że podstęp mój spostrzegła i dlatego