Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Filozofowie, — odparł Arystokles, — skończywszy wykład mądrości, zbierają grosze na talerz cynowy, podobnie jak linoskoczki i syryjskie tancerki; słuszna jest tedy, aby wpierw słowami swemi otwarli kieszenie słuchaczy. Ale ten zdaje mi się być mówcą niepoślednim i wspaniale się odziewa. Przygotowałem już sztukę złota dla niego, jeśli mnie zbyt nie znudzi...
To rzekłszy, przybliżył się nieco, pociągając za ramię młodego Tymona, który oglądał się był właśnie za przechodzącą nubijką o wyniosłych piersiach i wargach namiętnie nabrzmiałych.
„Godzi się pięknie i dobrze mówić o dobrych rzeczach, a zwłaszcza o najlepszej, jaką jest życie, — prawił Kyrenejczyk. — Nadto w porządku, aby mowa była, jak uczta doskonała, gdzie potrawy kolejno tak po sobie następują — w zieleń a nie rzadko i w kwiaty przybrane, — iżby smak jednej nie psował biesiadnikom rozkoszy, jaką z drugiej język ich wyciągnąć jest zdolny. Otóż i ja radbym w porządku zastawić przed wami, smakosze mądrzy i niezrównani, oną biesiadę słów, którą oby nie pogardziły wybredne podniebienia wasze! — radbym z ładem i składem wysławiać życie wobec was!
„Ale jakoż mi to uczynić, o Aleksandryjczy-