Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/048

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rozpłonioną od kolan jej białych, mówi z cicha nawzajem:
— Dziękuję ci, że jesteś moja i że ja kocham ciebie! To ja dziękuję ci za to, że nikt jeszcze przede mną ust twoich nie całował, że krom matki, niczyje oko jeszcze twej białej piersi nie widziało, niczyja dłoń nie dotknęła złotych włosów twoich! Dziękuję ci za to, że usta twoje najczystszą jeno rozkoszą mnie poją! że mogę cię kochać miłością niewypowiedzianą, w której wszystko światłem jeno jest i radością, że myśląc o tobie, myśleć mogę tak święcie, bez bólu i goryczy, i tej najstraszniejszej, złej i głupiej a zabójczej zazdrości o dzień wczorajszy, który się już nie wróci... Dziękuję ci za to, że jesteś tak biała i żem ja jest tak szczęśliwy, ty moja, ty moja! moja!
Czy tak oni sobie dziękowali? czy tak mówili do siebie ci dwoje — w małej, szczęścia pełnej izdebce na trzeciem piętrze ceglanego domu? Nie, z pewnością nie mówili tak: zbyt młodzi jeszcze byli i zbyt niewinni, aby odczuć i zrozumieć to bezgraniczne, jedyne szczęście niezrównane młodości i niewinności. I nigdy tego nie mieli zrozumieć, Los litościwy ustrzegł ich od świadomości tej, która wówczas dopiero przy-