Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/59

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bóg już nas wszystkich osądził, mój ojcze! Wrócę zwycięzcą!... Teraz muszę śpieszyć!... Obowiązek woła.
Hrabia Besnard odprowadził syna do progu i tutaj po raz ostatni go uściskał.
— Pamiętaj — mówił, przyciskając go do piersi, — że, jeśli umrzesz, ja umrę także! Ale gdy drzwi się za Marcelem zamknęły, biedny «hrabia Brutus» musiał się aż oprzeć o ścianę: siły go nagle opuściły. Dreszcze przebiegały stare jego członki i wstrząsały ciałem, pot kroplisty wystąpił na czoło... Zdawało mu się, że cały pokój, że wszystkie sprzęty kręcą się dokoła... z początku bardzo wolno, później prędzej... coraz prędzej... nareszcie z szaloną szybkością.
— Savelli! — wymówił — Savelli!... Ah! Savelli...
Starzec padł na podłogę bez przytomności.

VI.
Marja-Anna.

Szybkim krokiem Marcel Besnard zeszedł już prawie na sam dół, gdy usłyszał imię swoje, wymówione głosem błagalnym: Marja-Anna, biedna kulawa córka hrabiego Besnarda, biegła za nim.
— Marceli!... Marceli!...
Głos jej tak był przepełniony tłumioną boleścią i łzami, że Marcel wzruszony nagle się zatrzymał. Marja-Anna dobiegła do niego i tym samym bolejącym głosem przemówiła:
— Odchodziłeś bez pożegnania!... Nawet nie chciałeś się ze mną widzieć!
Marcel nachylił się ku niej i pocałował ją w czoło:
— Nie płacz, moja siostrzyczko!... Zresztą, przecież nie pierwszy raz dziś się biję, wiesz o tem, a z pisto-