Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwisko bohatera, nazwisko męczennika, którego twój cesarz i twój ojciec do współki zabili, a którego ja, jego córka, chciałam pomścić!
— Nędzna!
— O nie!... Powiedz: nieszczęśliwa!... Tak, chciałam pomścić tego męczennika, którego pamięć drogą mi na wieki pozostanie... I w dzień, i w nocy widziałam go przed sobą!... Czyż mogłam postąpić inaczej?... O Boże, rzucić na waszego Bona partego syna jego prokuratora jeneralnego, i zabić jednego z ręki drugiego! zgnębić i do rozpaczliwego zmusić płaczu tego hrabiego Besnarda!... Cóż za rozkoszne marzenie!... Ale, jam tego dokonać nie mogła!... Nie mogłam, bo kocham ciebie, kocham, kocham!!...
Rozyna mówiła teraz gwałtownie, wyrazy z ust jej wychodziły szybko, nie wiązały się ze sobą: była wymowną i trywjalną zarazem.
W kobiecie tej były dwie istoty: kobieta światowa i dziewczyna z ludu. Wielkie jej oczy rzucały iskry, a różana barwa pokrywała blade jej policzki: w tej chwili uniesienia Rozyna Saveli była rzeczywiście piękną! Wypierający się dotąd tak odważnie miłości, młody człowiek pod wpływem piękności i uniesienia prześlicznej kobiety tracił pewność siebie: nieokreślone uczucie litości rodziło się w jego sercu, dziwne pragnienia ogarniały go: nienawidził jeszcze — tak przynajmniej mu się zdawało — ale nie miał już siły przeklinać.
— Czyż ty nie wiesz, że ja cię ubóstwiam?! — zawołała po chwili Rozyna... Dowiedziałam się o wszystkiem, ukochany mój, ale zapóźno!... Wiem teraz wszystko! Marino... wszak znasz Marino, nauczyciela muzyki, tego, który nosił nazwisko Traventi. Udało mu się uciec do Belgji... Marino opowiedział mi w Brukselli tę okropną historję z bukietem dzikich róż. Ohydna zasadzka, którą na ciebie zastawił ten Carpegna, godny mój małżonek!... Wierzaj mi, najdroższy, że to nie ja, nie ja!...