Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/196

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Panienko, jakaś dama przyszła z wizytą?... Pani ta koniecznie chce panienkę widzieć... Płacze ciągle... Zdaje mi się, że chyba warjatka... Odejść nie chce i powiada, że będzie czekać na pana hrabiego.
Filomena podała przy tych słowach bilet wizytowy.
Marja-Anna rzuciła na niego okiem i zbladła.
— Nie!... nie!... Zawołaj służących! Niech ją wypędzą z naszego domu!
Ale zanim rozkaz ten wydała, drzwi się otwarły i stanęła w nich kobieta...
Była to księżna de Carpegna.

X.
Tamta... Ona.

Piękna nawet w takiej chwili, księżna de Carpegna na widok ukochanego wydała okrzyk dzikiej radości:
— On!... on!... Wolny!... Nie zabili go!
Księżna pobiegła do ukochanego, jak gdyby chciała się rzucić w jego objęcia. Besnard ruchem ręki odsunął ją od siebie.
Z bladą twarzą, w której w tej chwili nie było ani jednej kropli krwi, z otwartemi ustami, z których żaden wyraz wyjść nie mógł, kochanek pięknej Rozyny Savelli stał przed nieszczęśliwą kobietą, jak uosobienie najwyższego gniewu i rozpaczy... Mówić nie mógł: gdyby miał nóż pod ręką, byłby ją zabił.
— Ty!... Pani!... — zawołał nareszcie. Tutaj!... Czego chcesz odemnie?
Przerażona księżna de Carpegna cofnęła się o parę kroków. Po chwili jednak ochłonęła z przerażenia, zbliżyła się znów do niego i z przymileniem, z oddaniem się ukochanemu całem sercem, całą swoją istnością, słodkim głosem, przesyconym szczerą miłością, odpowiedziała: