Starzec nagle krzyknął, zachwiał się, obu rękoma schwycił się za piersi i — runął bez życia na podłogę. Twarz w konwulsyjnych drganiach, piana na ustach... obraz śmierci!
Zgromadzeni na okrzyk starca odpowiedzieli prawie jednogłośnie wołaniem:
— Doktora!... Prędzej, doktora!
Radca Boudois, człowiek bardzo uczony, nachylił się nad ciałem Besnarda, rozerwał ubranie, zbadał serce i zawołał przerażony:
— Atak anewryczny!
Przerażenie ogarnęło zgromadzonych. Wszyscy rzucili się ku starcowi, który oddychał bardzo ciężko.
Hrabia Besnard nie poruszał się już wcale... Wśród panującej ciszy słychać było coraz słabszy jego oddech... Zycie w nim powoli gasło...
Raz jeszcze jednak poruszył głową i kilka wyrzekł wyrazów:
— Synu mój!... ty także... biedny... nieszczęśliwy!...
Westchnął po raz ostatni — i skonał.
Gdy lekarz nadszedł, pomoc wszelka okazała się zbyteczną... Hrabia Brutus Besnard już nie żył — padł, jak tego sobie życzył: na stanowisku zginął, w walce, którą wypowiedział w imię obowiązku!
Chrystus z katedry Najświętszej Panny dotrzymał mu obietnicy: dzieło Jego miłosierdzia spełniło się... Chrystus złożył na czole starca pocałunek pokoju...
A tymczasem w domu przy ulicy Breteuil Marja-Anna oczekiwała na przybycie ojca.