Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mać zęby?... Tego nikt nie wiedział, o tem właśnie rozprawiano... Czy była niem Francja i jej ostatnie przejawy społecznego życia, czy też rewolucja, nie przyznająca się do żadnej ojczyzny?... Czy może jedno miało zniszczyć drugie?... Były to kwestje, o których mówiono wiele i w sposób jaknajrozmaitszy, ale pewnego nikt nic wiedzieć nie mógł.
Nareszcie z estrady dał się słyszeć głos prezydenta, który, według przyjętego zwyczaju, powiedział:
— Panowie, posiedzenie jest otwarte!
Nie zwlekając, pan prezydent zaraz głos zabrał.
Pan Baroche należał do bardzo dobrych mówców. Spojrzawszy na niego, odrazu przychodziło się do przeświadczenia, że pan Baroche musiał być znakomitym adwokatem, wielce szanownym mężem stanu i niemniej szanownym obywatelem. Długie, siwe faworyty i poważna łysina, zapewniać mu mogły szacunek wszędzie i zawsze. Niegdyś prokurator jeneralny w Paryżu, pan Baroche do późnej starości zachował wszelkie cechy wysokiego urzędnika: poważnie uroczysty, jak Lamoignon, płodny jak Marchangy, wymowny, bez odrobiny prawdziwej wymowy, umiał mówić o wszystkiem, dla wszystkich, przeciwko wszystkiemu i wszystkim, pałając jednaką gorączką o czemkolwiek mówił; pan Baroche zawsze sprawiał wrażenie człowieka głęboko przekonanego. Był to, słowem, świetny mówca. Teraz właśnie pan Baroche głos zabrał: był wymowny, jak zwykle, a oprócz tego był dzisiaj oburzony. Pan prezydent bardzo niepochlebnie wyrażał się o rzeczach i ludziach, co zmierzało do uroczystego wezwania «drogich kolegów», ażeby podzielili zapatrywania się rządu w sprawie represalji... Rada stanu miała podać adres cesarzowi, ale trzeba było, ażeby adres ten tchnął szczytem miłości z jednej, a szczytem nienawiści z drugiej strony; potrzeba było, ażeby adres ten oburzył zbyt miękie serce władcy, ażeby wymógł na nim pra-