Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sami, «pierwsi pommadius», jak ich wówczas nazywano, i sztywni urzędnicy, i członkowie instytutu, i księża z władzy swej niezadowoleni, i artyści, zwracający się do przedstawiciela rządu po obstalunki, znaczny zastęp dziennikarzy, składających swe usługi najniższe, ale w towarzystwie wszystkich pasywów swego osobistego kredytu, najrozmaitsze figury teatralne, od dyrektorów począwszy aż do komparsów, śpiewacy i aktorzy, a pomiędzy czarnemi surdutami i poważnemi sutannami raziły blade twarzyczki tancerek różnych teatrów. O, te panie wiedziały, że długo czekać nie będą: wszystkie doskonale wiedziały, jaką rozmowę miał zwyczaj prowadzić pan minister przed śniadaniem.
Interesanci zajmowali miejsca na ławkach, wzdłuż ścian przedpokojów poustawianych: oglądali się wzajemnie, pokasływali, ale milczeli. Powolnym krokiem przez wszystkie poczekalnie przechadzał się słynny pan Morel, którego stalowy łańcuch na szyi wzbudzał szacunek. Pan Morel był naczelnikiem służby i woźnych pana ministra. Czasami zatrzymywał się, i poważny lub uśmiechnięty, co zależało od tego, do kogo przemawiał, odzywał się półgłosem:
— Chwilkę jeszcze cierpliwości, panie prefekcie, jego ekscelencja z pewnością pana przyjmie!... Za nic nie ręczę, zdaje mi się, że pan napróżno czas traci!... Proszę rzucić okiem na czekających! Przecież wszystkich jego ekscelencja nie zdąży wysłuchać?... Radzę panu zwrócić się do sekretarza... Oh, oh, nieco powagi, proszę pani, wszak są tu i osoby duchowne!...
Ta ostatnia uwaga była zwrócona do jakiejś bardzo wesołej baletnicy.
Hrabia Besnard zwrócił się do pana Morela, który zapisał podane mu nazwisko na małej kartce papieru i wyszedł. Natychmiast wrócił i głośno zawołał:
— Pan radca stanu hrabia Besnard!