Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

znała, i udała się do kościoła. Od bardzo dawna zdarzyło się to po raz pierwszy. Dotąd na ranne msze chodziła zawsze w towarzystwie ojca, a jeśli starzec czasem niedomagał i nie mógł opuszczać swego gabinetu, wówczas i kochająca, a całem sercem oddana mu córka, również zostawała w domu i czuwała nad starcem. Gdy wyzdrowiał, z jakąż radością towarzyszyła mu do świątyni, ażeby na klęczkach podziękować Bogu za tę wielką łaskę... Marja-Anna rzeczywiście ubóstwiała ojca. Jego cierpienia jej były cierpieniami, jego smutki jej smutkami. Dziś jednak mniej bolesnem wydawało się jej nieszczęście, czy może tylko jego przeczucie, aniżeli kiedykolwiek. Biedna dziewczyna do siebie samej z tego powodu czuła żal głęboki, obwiniała się o brak serca, a przecież nie mogła się oprzeć dziwnie przykrym myślom, które uporczywie zbiedzonej jej głowy zewsząd się chwytały, nie z powodu ojca, ale brata... Brat?!... Wyraz ten raził ją. Dlaczego?... Może dla tego, że zagłębiając się w najtajniejsze załamy własnego serca, odnajdowała tam coś więcej nad braterskie tylko przywiązanie. Jakże długo, jak uporczywie walczyła z tą miłością, a przecież wyrwać jej z serca nie mogła? Czy mogła, czy powinna była cały ciężar tego przewinienia przyjmować na siebie? Serce odpowiadało jej, że nie, ale sumienie swem twierdzeniem gnębiło ją okropnie... Tak, bezwątpienia, ona była winną, bo pozwoliła sercu zbyt długo marzyć, a to biedne jej serce, rozkołysane marzeniami, nie chciało i nie mogło już pozbyć się głębokiego uczucia dla brata, które było czemś większem, o! stokroć większem od miłości braterskiej...
Hrabianka Besnard, córka dostojnika potężnego państwa, bogata, opływająca w dostatki, których nie ceniła wcale, we własnych oczach nędzniejszą była stokroć od najbiedniejszej dziewczyny, której piękność je dyną ozdobą. Marja-Anna wszystkie świata skarby od-