Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Czy wy czytacie kiedy, młodzi ludzie, Przeglądy, wydawane w Szwajcarji, lub w Niemczech? Nie... Dowiedz się, że wasz Mazzini znów chwycił się pióra. Teraz już nie pożycza pieniędzy, ale otwarcie zagrabia cudze myśli: nowa zmiana w jego bandytyzmie! Teraz ten sławny Józef pisze. Oh! liche kazania! Wolność z Chrystusem; podbój przez Ewangelję! Kawałek złego Giobertiego ten pan «prorok idei!» Watykan z pewnością telegrafem prześle mu swoje błogosławieństwo: niech się tak stanie!... powtarzam: ciężkie odstępstwo!
Marino wyprostosował się.
— Renegat, on, oswobodziciel Rzymu!... Jego sławny obrońca!
— A ja? — krzyknął nazywany ekscelencją — czy może ja nie byłem przy oblężeniu Rzymu! Członek waszej konstytuanty i żołnierz włoski! Ale ja mów nie wygłaszałem: biłem się! Nieprzyjaciel, francuzi p. Bonapartego, znaleźli mnie na barykadach Portese; byłem blizki śmierci, ranam i okryty!
Ekscelencja rzucił serwetę i wstał z krzesła.
— Oh, ma się rozumieć! — odpowiedział Marino, starając się gniew ekscelencji uspokoić: — Ekscelencja byłeś wspaniały: dusza bohaterów starożytnych, Kokles, bóg Mars, paladyn godzien Kapitolu!
— Mylisz się, mój kochany, skoro dziś wasi mazziniści odpychają mnie. Jestem, widać, do niczego, niezdolny, podły, zdrajca!... Tak, zdrajca! Wyraz ten był rzucony... Wiem o tem... Niewdzięczna ojczyzno!
— Phe!... Wszystkie ojczyzny są niewdzięczne!... Ale, jak śpiewała boska Pasta: Dolce ingrata patria!... Niewdzięczne, a przecież tak słodkie!
Głęboka cisza nastąpiła po cytacie tej szanownej kawatyny, a «paladyn godzien Kapitolu» położył się na kanapie:
— Nakoniec, tak czy nie, — zapytał — otrzymałeś jakie wiadomości?