Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wyrazy, które wymówiła, twarz jej cała, prawdziwie włoskie gesty — wszystko to wyrażało, że pan Lazare był bardzo blizkim śmierci...
Pani Negri usunęła się, chcąc Besnardowi wskazać drogę...
Młody zapaleniec wszedł do pokoju, brudnego jak całe to domostwo: sufit miał tuż nad głową, a ze ścian okropna wyzierała nędza. Po przez popękany sufit w rozmaitych kierunkach widać było poddasze. W czasie burzy lub deszczu niepodobna było siedzieć w tej dziurze. Wszystko, co w tej chwili otaczało Besnarda, zdawało się wołać, że głód tu panuje okropny: podarte obicie na ścianach, małe okno, którego połowę szyb zastępował papier i gałgany, siennik podarty, brudny i cuchnący, wypchany słomą... Wszystko to wyraźnie świadczyło, że głód bywał bardzo częstym gościem mieszkańców tego ohydnego poddasza... A jednak na podłodze dywan włoski rozpościerał swe zwiędłe wdzięki: dziwny to komfort w tem rozpacznem siedlisku. Może też miał on być wymownem świadectwem lepszych czasów, a może wyrazem uczucia ze strony pani Negri dla tego pana Lazare, tajemniczego padrone. Orzechowa kanapka, wcale pokaźnie błyszcząca, służyła za łóżko dla chorego; pani Negri zaś zadawalniała się okropnym siennikiem, leżącym w ciemnym kącie pokoju.
Cały ten obraz nędzy i rozpaczy oświetlała w tej chwili brudna lampka, nakryta abażurem. Przed piecem drzemał w fotelu jakiś człowiek, starzec zgarbiony, łysy, z kilku zaledwie kosmykami siwych włosów na głowie. Starzec oddychał ciężko, w piersiach mu grało, a dziwny ten odgłos oddechu umierającego człowieka, nędzny kąt napełniał tragicznią grozą.
Na skrzypnięcie drzwi starzec podniósł nieco głowę, jak gdyby dopiero się obudził. O ile to było w jego możności, wyprostował się i bardzo słabym głosem odezwał się do wchodzącego Besnarda: