Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/125

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
XI.
Pan Lazare.

Była to ulica brudna, coś w rodzaju resztek zrujnowanych domów, ciągnących się wzdłuż piasków, całych kup kamieni, a niekiedy wśród skał prawdziwych. Ulica ta ciągnęła się wężykowato we mgle przedmiejskiej, która całą dzielnicę św. Piotra otulała swym szarym płaszczem. Wierzchołek jej sięgaj szczytu wzgórza i niknął w cieniu starego Montmartskiego kościoła. Wpośród parkanów i nędznych chałup, na całej tej ulicy wznosił się tylko jeden dom, ogromny, pięciopiętrowy, tak brzydki, że aż przykro było na niego patrzeć. Ze strony ulicy zaledwo w niektórych oknach widać było światło o rudawym tonie... Gdzieniegdzie palono świece... Dom odstraszać musiał każdego mieszkańca czystszej dzielnicy paryzkiej. Nie dom to był właściwie, ale jakieś dziwne schronisko od zimna, wiatrów i niepogody.
Ecco! — zawołał nareszcie człowiek, który dotąd wskazywał drogę Besnardowi. Przyjechaliśmy. Niech pan wice-hrabia wejdzie do tego domu i zażąda, ażeby mu wskazano pokój signory Giulii Negri, u niej to właśnie mieszka pan Lazare. Zadanie swoje spełniłem i mam zaszczyt opuścić pana.
Nieznajomy skłonił się i odszedł.
Besnard natychmiast, bez najmniejszego wahania, wszedł do wskazanego domu... Przeszedł przez sień czy kurytarz ciemny, brudny i wilgotny; pa końcu dopiero tej kiszki okropnej, pod schodami, mieściło się mieszkanie stróża.
— Gdzie mieszka pani Giulia Negri? — zapytał Besnard.
W swej norze stróż-krawiec siedział przed warsztatem i reparował jakieś resztki ubrania. Usłyszawszy