Strona:Asnyk Adam - Pisma 03. Wydanie nowe zupełne.djvu/191

    Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
    Ta strona została uwierzytelniona.
    IV.

    PUSTYNIA.


    Dokoła, wszędzie obszar jednostajny, płaski,
    Roztacza przeraźliwie bielejące piaski,
    Z których szaremi centki, jak kropka przy kropce,
    Wznoszą się wirem wichru usypane kopce
    Prawie w równych odstępach, a ich chwiejne czoła
    Wieńczą szorstkie, kolczaste popielate sioła,
    I na owe palącej białości przestrzenie
    Rzucają swoje nikłe, szarzejące cienie.
    Zresztą na widnokręgu nic się nie wyróżnia:
    Wszędzie ta sama pustka i dusząca próżnia,
    Która pod roztopionych lazurów kopułą
    Stoi wieczyście głuchą, niemą i nieczułą.
    Nic nie przerywa nagich płaszczyzn krajobrazu:
    Ani odległe drzewo, ani odłam głazu,
    Ani nawet obłoczek lecący w oddali...
    Wszędzie blask, co oślepia, i żar, który pali.
    Płonący glob i błękit błyszczący bez zmiany.
    Tuż ponad ziemią, w pierścień ujęty miedziany...
    Nic nie drga, tylko drgają odbite przez piaski
    W falującem powietrzu rozproszone blaski.