Strona:Artur Oppman - Baśń o córce rybaka i królewnie Bałtyku.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale kląkłszy na dnie łodzi,
Oczy wzniosła na lazury
I posłała do stóp Boga
Najgorętszą swą modlitwę
O ratunek w tej potrzebie.
To dodało jej otuchy.
Wtem zahuczał grzmot okropny
I jakgdyby on był znakiem,
Wnet się burza rozpoczęła.
Wali piorun za piorunem,
Jakby armat ze czterdzieści;
Błyszczą krwawe błyskawice;
Morze wzdyma się i pieni,
Pędem fale mkną olbrzymie,
Rycząc niby stado żubrów,
Które goni wilków staja.
Wokół zamęt przeraźliwy,
Łódka skacze po fal grzbiecie,
To w otchłanie się zanurza,
To wysoko znów się wznosi.
Ale mała wędrowniczka,
Pokrzepiona swym pacierzem,
Końca burzy czeka śmiało,
Wierząc, że ją Bóg ocali.