Strona:Artur Oppman-Śpiewy historyczne.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
IV.

Aż tu na „Starą Pocztę“, któregoś poranka,
Wpadła, jak śmierć, wieść nagła a okropna: branka!
Przyniósł ją stróż Dominik, groźny i surowy
Żołnierz rewolucyjny, z piechoty linjowej;
„Panie Gerwazy“ , szepnął dekarzowi w ucho,
„Co tu ukrywać dłużej: z Józikiem jest krucho,
Ma służyć Moskalowi? Toć to i atłasu
I czasu szkoda na to!... Niech idzie do lasu!...

Do lasu! Ach!... Ojczyzno! Tyś matka jedyna,
Ale ma pan Gerwazy jedynego syna!
Jego jednego tylko i nikogo więcej!...
Więc oddać, tak bez słowa, ten swój skarb dziecięcy?
Więc pchnąć go na tułaczkę, na głód, na śmierć może
I zostać samotnemu, jak trup, w tej komorze?