Strona:Artur Oppman-Śpiewy historyczne.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dzień się ma ku schyłkowi i kończy się praca,
Słońce spada na Wisłę i fale ozłaca,
W purpurę jasność nieba zmienia się błękitna,
Goreje „Panny Marji“ baszta starożytna,
W ogniu stoją złocone na Pijarach banie —
Moskal miastu wziął kościół, Ty go zwrócisz Panie! —
Wrzące dusze coś marzą w czekaniu i w drżeniu —
I całe Stare Miasto jest w krwi i w płomieniu.

A kiedy potem z dachu zejdzie pan Gerwazy,
W nocy spać mu nie dają te cudne obrazy,
Widzi je tak, jak widział na wieżycy farnej.
Stare Miasto w zachodzie, jak w łunie pożarnej.
Takie było, gdy niegdyś pod szewca przewodem,
Lud warszawski się złączył z wojskiem i z narodem
I takie, gdy płomieniem buchnęły popioły,
Z wulkanu, w wolność rwącej, Podchorążych Szkoły.