Przejdź do zawartości

Strona:Artur Oppman-Śpiewy historyczne.djvu/053

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Jak, by świętą komunję, nieśliśmy go w usta,
Chyląc twarz, od łez wnętrznych zbielałą jak chusta,
To może w chwili zgonu odtworzy się jaśnie,
Gdy najsilniej duch gore w istnieniu, co gaśnie.

Ksiądz kapelan odmówił krótką modlitewkę
I służba jęła rybną rozlewać polewkę,
Potem dumnych dwunastu wkroczyło kucharzy,
Na których twarzach triumf, jak słońce się jarzy,
Każdy dźwigał półmisek, a zaś na półmisku
Coraz to inna ryba o rozwartym pysku
Cudną wonią wojackie nęciła osoby.
W pysk rybi po cytrynie dano dla ozdoby.

Jedliśmy, kucharskiego kunsztu chwaląc dzieła,
Lecz rozmowa się jakoś rwała, wciąż gasnęła,
Ktoś się zaśmiał, lecz śmiech ten echa nie wywołał,
Nawet go włoski trunek zasilić nie zdołał,
Nie kleiły się rzadkie mówki i toasty,
Wznoszone winem chianti, albo winem asti