Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Wszystko jedno, aby się nie tłuc na bryczce... ja demokrata, chociaż szlachcic, prześpię i w oficynie... Panie Ziębowski, chodź ze mną na słówko...
Obaj zeszli z werendy do ogrodu.
— Co myślisz o interesie, panie Ziębowski, ha?
— Za drogo żąda, ale da się zrobić.
— Tak ty mnie posłuchaj... Ja już znam długi hypoteczne, no i ty znasz, ale są pewno długi w miasteczku, tak pojedź, nastrasz żydów, dowiesz się łatwo, a ona, widzisz, zmięknie, no i opuści z tej ceny.
— Plan dobry, tylko... tylko ja zapomniałem... nie byłem przygotowany na takie wydatki.
— Toż ja wiem, że ty drzesz