Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie chcę... daj mi kawy.
Podeszła do nowego, lśniącego kredensu, wyjęła puszkę z kawą mieloną, dotknęła ręką samowaru.
— Przestał kipieć samowar, kawa będzie niedobra.
— Niech nastawią...
— Już późno, służba śpi.
— Zbudź... jeśli ja, ich pan, nie śpię, niech i oni czuwają... Słyszysz?
Spojrzała na niego zła i chmurna, wiedząc jednak z doświadczenia, że ustępstwo jest drogą najlepszą w tym wypadku, wzięła samowar i opuściła pokój, mówiąc:
— Przypilnuję sama.
Siedział chwilę przy stole, oparłszy się rękoma; rozgrzany pokój wzmagał podniecenie winem; zda-