Przejdź do zawartości

Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/189

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tobie zawsze coś się zdaje — mruknął, siadając ciężko na krześle.
— Może lufcik otworzyć?
— Otwórz... bo niewytrzymanie.
Wstała, podeszła do okna, otworzyła lufcik, a wracając, przystąpiła do męża, odsunęła spadające na czoło włosy i ucałowała. To go rozczuliło:
— Z ciebie dobra kobieta, ja ciebie zawsze kocham... ty się nie gniewaj na mnie...
— Ależ się wcale nie gniewam...
Ucałował ją, przycisnął do siebie i mówił półgłosem:
— Ot, zabałamuciłem się dzisiaj, spotkał znajomych, z tym kieliszek, z drugim znowu, i tak jakoś...
— Ty zmęczony, pójdźmy spać.