Strona:Artur Gruszecki - Nowy obywatel.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jej przed oczyma. Głosem drżącym przemówiła:
— Moja Zosiu, radabym, aby moje obawy okazały się płonnemi, i chcę w to uwierzyć... ale strzeżonego Pan Bóg strzeże... Moje dziecko, uważaj na siebie...
— Ale co?... nie rozumiem mamy.
— Już ty mnie rozumiesz — skinęła głową — widzę po rumieńcach... Moje dziecko, my go nie znamy, gdzieś, skądeś przyjechał, z pieniędzmi syberyjskimi, płaci, nie znając się na gospodarstwie, nie wie za co i ile; umizga się gwałtownie, prawi trzy po trzy, nie wiedzieć po jakiemu... kto wie, kto on? Może jaki skazany, może socyalista, może spiskowiec...