Strona:Artur Conan Doyle-Groźny cień.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

chylących się co chwila i co chwila dźwigających koła z gęstego, lepkiego błota.
I szedł pułk za pułkiem, brygada za brygadą i kolejno, sprawnie zajmowały wyznaczone pozycye na wzgórzach, a zanim słońce zaszło, stanęło na nich w bojowym szyku więcej niż sześćdziesiąt tysięcy wyborowego wojska i zamknęło Napoleonowi drogę do Brukselli.
Tymczasem deszcz zaczął padać z dawną siłą i my, z pod 77-go, — bez namysłu schroniliśmy się z powrotem do zbawczej stodoły. I stamtąd żałowaliśmy pobożnie reszty towarzyszy, którzy radzi nieradzi, zmuszeni byli pozostać na wichrze i błocie i w spokoju ducha znosić wściekłość nawałnicy, aż do pierwszych brzasków wschodzącego słońca.






ROZDZIAŁ DWUNASTY

Cień na ziemi.

Ale i rankiem jeszcze siąpił drobny, gęsty, przenikliwy deszczyk, a wiatr mokry i lodowaty napędzał nowe, brunatne chmury.
Dnia tego otworzyłem oczy z dziwnem, pierwszy raz w życiu doświadczanem, uczuciem. Myślałem oto, że dziś, za chwilę, wezmę udział w prawdziwej, strasznej może, bitwie? I po mózgu roiły mi się krwawe, pełne trupów i jęku